2024-02-6
"Red. Tomasz Sawczuk: Porozmawiajmy o przyszłości. W środowisku dziennikarskim pojawiają się głosy, że o ile zakończenie wulgarnej propagandy w mediach publicznych jest wartościową zmianą, to sam proces zmian w mediach publicznych nie jest transparentny – że nie jest jasne, na jakich zasadach się te zmiany dokonują, na główne stanowiska nie ma konkursów, a szefem Polskiego Radia został były współpracownik ministra Sienkiewicza. Z tym się wiąże obawa, że może być tak, że ostatecznie nie będzie nowego, wysokiego standardu, tylko po prostu wróci stare. W tym kontekście pojawił się apel Towarzystwa Dziennikarskiego o pilne prace ustawowe nad nowym ładem medialnym i włączenie w ten proces środowiska akademickiego oraz organizacji pozarządowych. Towarzystwo cytuje w apelu jedną z obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej: „Odpolitycznimy i uspołecznimy media publiczne”. Jak pan się odnosi do takich głosów i do tego apelu?
Bogdan Zdrojewski: Wątpliwości rozumiem, żalów nie podzielam. I powiem dlaczego. Otóż my mamy obecnie w każdej dziedzinie ciśnienie z dwóch stron. Najlepiej to widać w mediach, ale widać także w wymiarze sprawiedliwości. Z jednej strony, to jest niecierpliwość. I oczekiwanie, że ruchy ministrów Sienkiewicza i Bodnara będą radykalne, bez zbędnej zwłoki, a więc bez zbędnej konsultacji. Krótko mówiąc, najważniejsze są cele, a narzędzia to kwestia drugorzędna. Widać to w stanowiskach Iustitii czy prokuratorów opozycyjnych wobec ministra Ziobry. Oni uważają, że proponowane ruchy są i tak zbyt powolne i za mało radykalne. I to samo jest w przypadku telewizji – że ci pseudodziennikarze, mówiąc metaforycznie, powinni być wyrzucani przez okno, zamiast wypraszani przez drzwi.
Z drugiej strony, są oczywiście skrajni legaliści, którzy uważają, że wszystko powinno się odbywać w sposób niezwykle transparentny, drogą ustawową, przy powszechnych konsultacjach, a nie przez władztwo przysługujące Radzie Ministrów. No ale wtedy to by trwało, trwało i trwało. I wtedy frustracja rosłaby także w tej grupie. Moim zdaniem nie było tutaj rozwiązań, dzięki którym zadowoleni byliby wszyscy. W związku z tym trzeba było wybrać takie działania, aby uzyskać te najważniejsze, niebudzące wątpliwości cele. Natomiast środki dobierać adekwatnie do obecnej sytuacji, uwzględniając zwłaszcza zdewastowany kontekst formalnoprawny, o którym mówiłem.
Uważam natomiast, że ten apel ma jedną bardzo ważną siłę – pokazuje, w jakim kierunku powinniśmy pójść. Czyli po tym stanie porządkowania i przywracania normalności, powinniśmy wrócić do zwykłej debaty na temat misji telewizji publicznej. Powrócić do konkursów. Musi przyjść czas, w którym media publiczne zostaną sformatowane przede wszystkim od strony misji – i będą to czynić wybrani w konkursach specjaliści od dziennikarstwa, medioznawcy, ale też eksperci edukacji i kultury. Tak traktuję ten apel – czas rewolucji powinien mieć swój finał. Wtedy powinniśmy powrócić do kwestii dużej ustawy medialnej, w której będą także gwarancje niezależności mediów publicznych.
By nie było wątpliwości nie mam tu na myśli „powrotu” do określonego historycznego punktu, gdy istniał model optymalny. W Polsce, także po 1989 roku, media publiczne stawały się w mniejszym lub większym stopniu łupem politycznym. Rządzące ekipy różniła jedynie skala rozmaitych nieprawidłowości. Ostatnie lata były natomiast przekroczeniem wszystkich dotychczasowych granic i to w stopniu niewyobrażalnym. Uważam jednak, że po tych trzydziestu paru latach stać nas na to, żeby zaproponować ustawę, w której zbliżymy się do wypowiadanych oczekiwań. Nie da się co prawda osiągnąć ideału, ale droga powinna być wyznaczona, a cele powinny być ambitne i osiągalne".
Przeczytaj cały wywiad na: ZDROJEWSKI: Wątpliwości rozumiem, żalów nie podzielam (kulturaliberalna.pl)
« powrót