2018-12-5
Dokładnie 100 lat temu, 5 grudnia 1918 r., Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał dekret o utworzeniu Ministerstwa Sztuki i Kultury. Zgodnie z art. 2 dekretu, do zadań ministra należało „zawiadywanie i opieka nad sztuką, literaturą piękną, zabytkami, muzeami sztuki, teatrami i wykształceniem estetycznym narodu”. Warto zwrócić uwagę, jak szybko po odzyskaniu niepodległości powołano resort kultury, rozumiejąc znaczenie kultury dla społeczeństwa. A zwłaszcza uznano wartość wykształcenia estetycznego!
Na przestrzeni tych 100 lat ministerstwo kilkakrotnie zmieniało nazwy, a nawet w 1922 r. zostało wchłonięte przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. W mojej ocenie, całkowicie wystarczającą nazwą było po prostu - Ministerstwo Kultury. To pojęcie obejmuje przecież wszystko, co najistotniejsze - sztukę, teatr, dziedzictwo narodowe, czy też edukację artystyczną. Zostając ministrem postanowiłem tej nazwy nie zmieniać – żeby uniknąć niepotrzebnych kosztów związanych ze zmianami w licznych dokumentach, ale także by nie wpaść w łatwą do prowadzenia i niezwykle negatywną debatę, dlaczego usunięto „dziedzictwo narodowe”. Czyżby było mniej ważne? Absurd...
Stuletnia historia resortu to nie tylko historia zmiany jego nazwy, ale i zakresu kompetencji, czy stosunku do polityki kulturalnej poszczególnych rządów. W XXI wieku te kompetencje z jednej strony się zmniejszyły (decentralizacja i przesunięcie części odpowiedzialności na jednostki samorządu terytorialnego), a z drugiej strony poszerzyły (rozwój współpracy zagranicznej, obsługa funduszy unijnych, powstawanie instytucji kultury o wymiarze międzynarodowym).
Jedno jest pewne – dziś nikt rozsądny nie podważa zasadności istnienia resortu kultury i znaczenia polityki kulturalnej dla rozwoju społeczeństwa. W słynnej anegdocie z czasów II wojny światowej Churchill miał na propozycję cięcia wydatków na kulturę zareagować oburzeniem i retorycznym pytaniem, o co w takim razie toczymy wojnę, jeśli nie o zachowanie naszej kultury. Oburzenie to było – dodajmy – ze wszech miar słuszne. (Na marginesie Churchillowi przypisywano także mniej dla kultury pochlebne słowa).
Myślę, że rozumiemy to szczególnie w Polsce, która w czasach wieloletniej utraty państwowości przetrwała również dzięki artystom. Z jednej strony - dzięki tym, którzy przez wieki tworzyli niezwykłe dzieła literackie, muzyczne czy plastyczne ( to również w nich przetrwał polski język i kultura). A z drugiej strony - dzięki tym, którzy swoją pozycję w świecie kultury wykorzystywali także do działań na rzecz państwa, w tym na rzecz odzyskania niepodległości.
Szczególnym przypadkiem jest tu Ignacy Jan Paderewski – na przełomie wieków jeden z najwybitniejszych światowych muzyków i kompozytorów, a jednocześnie, choć dziś trudno w to uwierzyć, ówczesny celebryta, przy tym człowiek niezwykle zamożny i dzięki temu niezależny. Swoją sławę, a także szczególną pozycję wykorzystywał do wytrwałej dyplomacji na rzecz Polski. Wreszcie, po odzyskaniu niepodległości, został premierem i ministrem spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej.
To przykład wyjątkowy, ale nie odosobniony – w czasach PRL-u liczni ludzie kultury uczestniczyli w działaniach opozycji demokratycznej, wydawali swoje książki w drugim obiegu, wystawiali przedstawienia w nieformalnych teatrach. Z jednej strony dbali o to, by – mimo cenzury – społeczeństwo miało kontakt z kulturą najwyższej próby, a z drugiej strony wprost angażowali się w życie publiczne.
Po 1989 r. część z nich weszła do polityki w sposób bezpośredni – by wspomnieć Izabelę Cywińską, Andrzeja Wajdę, Andrzeja Szczypiorskiego, Stanisława Stommę, Andrzeja Szczepkowskiego, Joannę Wnuk-Nazarową, Kazimierza Kutza czy Gustawa Holoubka. Większość z nich dość szybko poczuła, że to nie jest ich świat i po zakończeniu nadzwyczajnego okresu we współczesnej historii Polski, wróciła do swojego świata artystycznego.
Jednak nie oznacza to, że artyści nie byli później aktywni w szeroko pojętym życiu publicznym. Czym innym bowiem jest gest Andrzeja Wajdy, który w części ufundował działające i rozwijające się do dziś z wielkim powodzeniem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Czym innym jest niezwykła działalność Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich, którzy na wszelkie sposoby popularyzują muzykę klasyczną. Działanie na rzecz dobra wspólnego to też niewątpliwe działanie polityczne.
Dodam, że i na świecie mieliśmy ciekawe przykłady ludzi kultury wchodzących do polityki, ale też odwrotnie – polityków miłujących się w kulturze. Dość wspomnieć skromnego dramaturga, Vaclava Havla, który jako prezydent stał się ulubieńcem Czechów, a z drugiej strony Jacka Langa, dyrektora teatru, który stał się wysokim funkcjonariuszem publicznym reformującym obszar kultury we Francji.
Przy tej okazji, warto na moment przejść do Stanów Zjednoczonych – właśnie tam, w państwie będącym mimo wszystko wzorem demokracji liberalnej, poziom zaangażowania ludzi kultury w życie polityczne jest szczególnie wysoki. Nie kryją oni swoich poglądów, wspierają lubianych polityków, bądź wypowiadają się krytycznie o tych, których nie cenią. Popularni artyści występują na wiecach polityków, a nawet nagrywają dla nich specjalne utwory i nie budzi to szczególnej kontrowersji.
Dlatego dziś dziwi mnie, gdy czytam u prorządowych publicystów krytykę artystów, którzy angażują się publicznie – wyrażają swoje przekonania, biorą udział w demonstracjach czy popierają konkretne ugrupowania. Po pierwsze, artyści mają takie same prawa, jak wszyscy obywatele – w tym do wyrażania swoich przekonań. Po drugie, zwłaszcza w Polsce mamy ogromną tradycję udziału ludzi kultury w życiu publicznym, a kwestionowanie prawa do tego kojarzy się z najbardziej haniebnymi momentami PRL-u…
Wracając jednak do 100-lecia Ministerstwa Kultury – instytucji, w której przenika się polityka z kulturą. Jako najdłużej urzędujący minister kultury po 1989 r. mam ogromny sentyment do ministerstwa, środowiska ludzi kultury, a także pięknego pałacu Potockich, w którym resort mieści się od 1949 r. Niestety, dziś często patrzę ze smutkiem na dość instrumentalne traktowanie kultury, na dominację w myśleniu kategoriami jedynie dorobku, który jest, a nie który należy budować. Proporcje w kulturze są niezwykle istotne. Trzeba dbać o dziedzictwo materialne i duchowe, wspierać artystów i instytucje tu i teraz. A także pamiętać, że bez eksperymentów, warunków dla rozwoju kreatywności, a zwłaszcza kształcenia kolejnych pokoleń artystów utkniemy w przeszłości.
Dziś cieszę się z jubileuszu resortu i życzę wszystkim ludziom kultury, ale także urzędnikom pracującym na rzecz kultury na wszystkich szczeblach władzy, żeby w ich kierownictwach zawsze zasiadali politycy rozumiejący znaczenie kultury i dostrzegający potrzeby środowiska.
Na koniec wrócę do dokumentu źródłowego i jeszcze raz podkreślę znaczenie gustu, estetyki, wiedzy i wyczucia. W każdej aktywności i każdym obszarze.
« powrót