Po prostu zapraszam...
X

captcha

Bogdan Zdrojewski #4Bogdan Zdrojewski #1Bogdan Zdrojewski #2

Bogdan Zdrojewski: gdyby dziś do Wrocławia dotarła taka fala, jak ta z 1997 roku, to mielibyśmy znów gigantyczny kłopot

2017-07-7

Tomasz Pajączek, dziennikarz Onetu: Kiedy zamyka pan oczy i wraca do tego, co wydarzyło się we Wrocławiu w lipcu 1997 roku, to co pan widzi?

Bogdan Zdrojewski, prezydent Wrocławia w latach 1990–2001, dziś europoseł PO: Cały czas wraca kluczowe pięć minut z Ostrowa Tumskiego. Była godz. 1 w nocy, z 12 na 13 lipca. To był chyba najważniejszy moment podczas całej powodzi. I chyba jest on najlepszą ilustracją tego czasu, bo najtrudniejsza w czasie całej powodzi była walka z dezinformacją i fałszywymi komunikatami. Kluczowej nocy, kiedy toczył się bój o Stare Miasto, o Ostrów Tumski, otrzymaliśmy informację, że do Wrocławia idzie druga fala powodziowa. Straż pożarna dostała polecenie ewakuacji. Także wrocławianie, broniący historycznego centrum miasta, zostali wezwani do opuszczenia tego obszaru i oddalenia się od głównego nurtu rzeki.

Straż pożarna nie tylko walczyła z płynącymi dużymi przedmiotami, zagrażającymi przede wszystkim obiektom na wyspach, m.in. Młynowi Maria, ale – co bardzo istotne – doświetlała z generatorów centralne punkty obrony Ostrowa Tumskiego. Heroiczny bój o ocalenie Ostrowa Tumskiego był także walką o bezpieczeństwo całego Starego Miasta. Jakiekolwiek spiętrzenie Odry w tym miejscu oznaczałoby katastrofę dla historycznego centrum.

Sami powodzianie stali już po pas w wodzie. Podtrzymywali worki na Wyspie na Piasku. Nie było wówczas jeszcze barierek. Wyjście straży pożarnej i ewakuacja oznaczałaby w praktyce oddanie Starego Miasta we władanie Odry. To był moment kluczowy. W ciągu tych pięciu minut starałem się wszystkimi możliwymi wówczas technicznie sposobami, sprawdzać informacje o nadchodzącej fali. Okazało się, że komunikat jest fałszywy, że nie ma drugiej fali, że dwie zapowiadane fale powodziowe połączyły się przed Wrocławiem. Można więc było utrzymać obronę Ostrowa Tumskiego do samego rana. Dla mnie te minuty trwały wówczas wieczność.

Często wraca pan we wspomnieniach do wydarzeń z powodzi?

Muszę przyznać, że niechętnie. Powódź była dla mnie zdarzeniem przysłaniającym wcześniejszy dorobek, nie tylko mój, ale całej ekipy wrocławskiej. Zakończyliśmy już przebudowę wrocławskiego Rynku i Ostrowa Tumskiego. Mieliśmy zaawansowane inwestycje w zakład produkcji wody i oczyszczalnię ścieków. Budowaliśmy park Milenijny i park Stabłowicki. Otwarty został Ogród Japoński. I nagle przyszła powódź, która po pierwsze, mogła to wszystko zniszczyć, a po drugie całkowicie zmienić obraz tego dorobku, wszystko przysłoniać.

Powódź zmieniła także moje plany zawodowe. Zamierzałem zakończyć pracę w Ratuszu po drugiej kadencji i wrócić do pracy w Katedrze Socjologii UWr. Po powodzi pojawiła się jednak silna presja, by kontynuować pracę. Zmiana władz miasta rzeczywiście mogła być źródłem opóźnień czy też rozmaitych perturbacji organizacyjnych.

Kluczowe było oczywiście zdobycie środków finansowych, wypracowanie własnych, a także niezadłużenie Wrocławia. Polska nie była wówczas w Unii Europejskiej i nie mogła liczyć na pomoc z jej strony.

Rafał Dutkiewicz w ostatnim wywiadzie dla Onetu powiedział, że gdyby dziś do Wrocławia dotarła tak duża fala, jak ta z 1997 roku, to nie mielibyśmy powodzi. Pan też jest takiego zdania?

Nie. Kompletnie się nie zgadzam. Kluczowe dla ochrony powodziowej Wrocławia są inwestycje przed miastem, zwłaszcza budowany od lat zbiornik retencyjny Dolny Racibórz. Trzeba też pamiętać, że wrocławski węzeł, choć był przedmiotem rządowych inwestycji, tylko nieznacznie powiększył swoje możliwości. Raciborski zbiornik retencyjny powinien zostać oddany do użytku w tym roku. Wiele wskazuje na to, że będzie gotowy dopiero w roku 2020. To on stanowi o potencjalnej ochronie 2,5 mln mieszkańców, w tym wrocławian. Krótko mówiąc, gdyby dziś do Wrocławia dotarła taka fala, jak ta z 1997 roku, to mielibyśmy znów gigantyczny kłopot. Wrocław nadal nie jest gotowy do przyjęcia 3700 metrów sześciennych wody na sekundę. Na szczęście powodzie tej skali są absolutną rzadkością.

Rafał Dutkiewicz w ostatnim wywiadzie dla Onetu powiedział, że gdyby dziś do Wrocławia dotarła tak duża fala, jak ta z 1997 roku, to nie mielibyśmy powodzi. Pan też jest takiego zdania?

Nie. Kompletnie się nie zgadzam. Kluczowe dla ochrony powodziowej Wrocławia są inwestycje przed miastem, zwłaszcza budowany od lat zbiornik retencyjny Dolny Racibórz. Trzeba też pamiętać, że wrocławski węzeł, choć był przedmiotem rządowych inwestycji, tylko nieznacznie powiększył swoje możliwości. Raciborski zbiornik retencyjny powinien zostać oddany do użytku w tym roku. Wiele wskazuje na to, że będzie gotowy dopiero w roku 2020. To on stanowi o potencjalnej ochronie 2,5 mln mieszkańców, w tym wrocławian. Krótko mówiąc, gdyby dziś do Wrocławia dotarła taka fala, jak ta z 1997 roku, to mielibyśmy znów gigantyczny kłopot. Wrocław nadal nie jest gotowy do przyjęcia 3700 metrów sześciennych wody na sekundę. Na szczęście powodzie tej skali są absolutną rzadkością.

 

Przeczytaj cały wywiad na: http://wroclaw.onet.pl/bogdan-zdrojewski-gdyby-dzis-do-wroclawia-dotarla-taka-fala-jak-ta-z-1997-roku-to/dprnw0h 

« powrót

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.