2016-12-8
Ekonomiści słusznie przyjmują powściągliwą postawę, wypowiadając się o stanie finansów publicznych w Polsce. Mają oni tytuły profesorskie i wiedzę, nakazującą powściągliwość, niejednokrotnie nie uchroniło ich to jednak przed jakąś wpadką w prognozach. Są ostrożniejsi. Ja natomiast, jako praktyk, ale nie ekonomista z tytułami naukowymi, muszę przedstawić jednak pewną diagnozę. Z troski o kondycję państwa.
fot. Pexels.com
Nie chciałbym, aby to, co zarysuję poniżej, zabrzmiało zbyt mocno – bo z pewnością nie odzwierciedlałoby to moich intencji oraz stylu komunikacji, który mam w zwyczaju stosować. Mając jednak za sobą liczne rozmowy z ekspertami i czytając rozmaite raporty, także te europejskie, sądzę, że powinienem pokusić się o kilka ocen, a nawet przestróg.
Przede wszystkim, zauważam, że rosną wydatki przy jednocześnie słabnących gwarancjach na proporcjonalny wzrost dochodów. Próby uzyskania wpływów od „tych bogatszych” są złudne. Po pierwsze, jest ich bowiem zbyt mało, a po drugie, tego typu działanie może okazać się uderzeniem obosiecznym, ograniczającym skłonność do kolejnych inwestycji lub powodującym ich migrację do korzystniejszych podatkowo sąsiednich krajów (Czechy). Osłabienia doznają również motywacje proekonomiczne.
Kluczowa jest w mojej opinii nasza spadająca wiarygodność. Dynamika wzrostu gospodarczego już wyraźnie wyhamowuje, występuje niepewność co do wartości spreadów kredytowych, a przede wszystkim niekorzystnie zmienia się relacja państwowego długu publicznego do PKB (wyniesie 51,3 proc. na koniec 2016 r., natomiast w roku 2017 będzie to już 52,3 proc.). Wszystko to jest także powiązane z deprecjacją złotówki (huśtawką jej wartości) i przewidywanym dalszym wzrostem wydatków publicznych (np. kosztem obniżenia wieku emerytalnego i wzrostem wydatków na programy socjalne, w tym niedoszacowany program 500 plus). Wczorajsza (7.12.2016 r.) decyzja Rady Polityki Pieniężnej o utrzymaniu poziomu stóp procentowych może okazać się niewystarczająca.
Spada produkcja w wielu branżach, np. w branży budowlano-montażowej. Jeszcze ostatnio, wykorzystywany w przekazach medialnych, niezły wynik, pokazujący liczbę oddawanych do użytku mieszkań, to efekt decyzji inwestycyjnych, podjętych, co najmniej 2-3 lata temu. Rok 2017 zapowiada się natomiast jako porównywalny ze stanem do roku 2006 – cofnęliśmy się tym samym o dekadę.
Odnotowujemy na naszej giełdzie spadek wartości spółek skarbu państwa. Wyjątki nie są związane z wysiłkami czynionymi w kraju, lecz są efektem np. wzrostu cen niektórych surowców. Generalnie wysokość tych spadków w ciągu ostatniego roku powinna być przedmiotem precyzyjnej diagnozy i nadzwyczajnych reakcji rządowych.
Zapowiedzi zmian w polityce energetycznej już dziś wzbudzają niepokój. Nawet nie tyle o ich ekonomiczną efektywność, lecz raczej o nasze bezpieczeństwo.
Spada ilość postępowań przetargowych, a nieufny wobec biznesu rząd PiS spowolnił prace nad dokumentacjami technicznymi, warunkującymi skuteczne postępowania, wyłaniające samych wykonawców.
Za dwa, trzy lata wyczerpią się środki europejskie, przypisane Polsce w ramach obecnej perspektywy na lata 2014-2020. Nie widać jednak wysiłków negocjacyjnych dotyczących kolejnej. Śmiem prognozować, że uzyskamy mniejszą kwotę wsparcia o minimum 50 mld zł, a w skrajnym przypadku nieskuteczności negocjacyjnej, wartej nawet 70 mld złotych. Już jestem w stanie przytoczyć również treść ewentualnego usprawiedliwienia (poprawa naszej sytuacji w infrastrukturze i ogólnie w gospodarce), ale znając realia europejskie, wiem, że wciąż możemy być poważnym, szanowanym i w związku z tym nagradzanym członkiem rodziny europejskiej. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy niszczyć np. suwerenności całego aparatu sądowniczego, z Trybunałem Konstytucyjnym na czele.
Ponadto wiele podmiotów gospodarczych sygnalizuje pogarszającą się dostępność środków finansowych, malejącą klarowność celów gospodarczych rządu, a także, przede wszystkim, lekceważenie potrzeb wątłej klasy średniej (poprzedni blog).
Dodam, że obserwując realizację planu Junckera, niestety nie mogę dostrzec skuteczności uczestnictwa w nim projektów rządowych. Mamy drobne, wstępne sukcesy średniego biznesu, kilku samorządów, ale to wszystko. Aktywność samego rządu pozostaje bardzo ograniczona.
Podzielam pogląd ekonomistów, że „rząd przeżyje” rok 2017 oraz że procedura nadmiernego deficytu może być zastosowana z dużym opóźnieniem. Wysiłek, przede wszystkim lat 2011-2015, w redukcji deficytu w finansach publicznych był długotrwały, bolesny, ale również niezwykle cenny. Zwłaszcza dla obecnego rządu. Powrót do stanu sprzed 2011 r. również potrwa, powrót ten może być jednak znacznie bardziej bolesny.
Rok 2018 to pierwszy z serii lat wyborczych. W szranki staną samorządowcy. Tu zapowiada się poważna zmiana personalna, pokoleniowa i polityczna. Istotne pozostaje jednak to, w jakich warunkach rozpoczną swoje funkcje następcy obecnych samorządowych liderów. W wielu przypadkach będą to warunki skrajnie trudne. Złoty czas wzrostu gospodarczego i dużych środków europejskich, towarzyszących bezpośrednim wyborom miejskich władz, po prostu się kończy. Dla mało obytych debiutantów może być to twarde zderzenie z rzeczywistością. Uznaję za istotne, by przypomnieć, że także ten element jest ważny z punktu widzenia całości kondycji finansów publicznych.
Warto dziś przestrzegać i apelować, aby ponownie nie był Polak mądry po szkodzie.
/Tekst opublikowany również na bogdanzdrojewski.natemat.pl/