2015-05-19
Wspólny rynek cyfrowy, Internet to przede wszystkim gigantyczny biznes, i to wcale nie bezosobowy, należący do konkretnych osób i konkretnych grup biznesowych. Europa zdecydowanie nie nadąża z regulacjami prawnymi za nowymi technologiami. To mnie mało dziwi. Niepokoi natomiast to, co było przedmiotem także wczorajszej debaty. Wszyscy jesteśmy np. zgodni, iż VAT na e-booki powinien być w stawce preferowanej. Jako minister kultury przez wiele lat domagałem się zmiany kwalifikacji czytelnictwa na nowych nośnikach (także prasy) wraz z kolegami ministrami z wielu państw UE. Efekt: wciąż jesteśmy w tym samym punkcie. Jak mamy sobie poradzić z blokadami do treści, budowanych na przecież zlikwidowanych, a jednak istniejących granicach w Europie, skoro proste kwestie zabierają tyle lat pracy? Żółwie tempo tworzenia jednolitego rynku cyfrowego nie nastraja optymistycznie. Wiem, że efektem obecnej pracy mają być regulacje kończące się prawie kilkunastoma nowymi aktami prawnymi. Nie twórzmy sytuacji oczekiwań omnipotentnych. Załatwiajmy sprawę po sprawie: przesył paczek, odbiór sygnałów telewizyjnych bez względu na miejsce ich odbioru, zakończmy sprawę usług roamingowych, powalczmy z wykluczeniami obywateli w dostępie do określonych usług internetowych, ale po kolei. Pamiętajmy jednocześnie o bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni i że ten biznes ma właścicieli. Powinni być widocznymi partnerami, beneficjentami, ale także powinni być gwarantami jakości.
« powrót