Po prostu zapraszam...
X

captcha

Bogdan Zdrojewski #1Bogdan Zdrojewski #2Bogdan Zdrojewski #4

Bój o pióro

2014-09-13


Bogdan Zdrojewski, europoseł, były minister kultury:

Po odejściu Donalda Tuska nic już nie będzie takie samo jak dawniej - uważa Jarosław Gowin. Zgadza się pan z tym?

Bez wątpienia to będzie duża zmiana, bo Donald Tusk przez lata przywództwa odcisnął swoje piętno na Platformie Obywatelskiej. Tym silniejsze, że przez 7 lat sprawowania funkcji premiera miał dodatkowe narzędzia do kształtowania formacji politycznej pod własne potrzeby, na przykład rządowe. Nie uważam jednak, że jego wyjazd do Brukseli oznacza koniec naszej formacji, co również wieści Jarosław Gowin. To jest kompletnie bezzasadne.

Proces wyłaniania nowego lidera może wpędzić partię w poważny kryzys.

To prawda, ale to jest też szansą dla partii. Odejście premiera oznacza nowe otwarcie, nowe pomysły, nową energię i mam nadzieję także nowych ludzi. A przede wszystkim wymusi debatę. Rozpoczyna się głęboki reset PO, który będzie trwał, według mnie, do końca przyszłego roku, czyli do zakończenia kadencji parlamentu i wyłonienia nowego rządu. Przewiduję, że będzie to poważna zmiana nie tylko dla PO, ale także dla innych partii między innymi dla PiS, które będzie musiało ustawić się pod zupełnie innego przeciwnika.

Grzegorz Schetyna stanie do walki o przywództwo?

Zapowiedział to. Mam nadzieję, że z tego powodu nie dojdzie w partii do konfliktu. PO musi być formacją w której mieszczą się różne doświadczenia, a walka o władzę nie może kończyć się tym, że obok zwycięzcy będą tylko trupy. Prawdę mówiąc nie zazdroszczę pretendentom do schedy po Tusku.

Dlaczego?

Bo niezależnie od tego, kto zostanie szefem partii, każdy będzie musiał udźwignąć odpowiedzialność za wynik wyborczy do parlamentu. Dziś już wiemy, jak trudne to będzie zadanie. Ewentualna porażka raczej przesądzi o dalszych losach lidera lub jego potencjalnego konkurenta.

Rzeczywiście, ostatnie wybory uzupełniające do Senatu przegraliście z kretesem.

I  to najlepiej pokazuje jak bardzo nietrwała i niestabilna jest sytuacja obu głównych sił na scenie politycznej. Mimo naszych dobrych sondaży w niedzielę wygrało PiS, bo zrównało się z PO. A to oznacza, że w niektórych okręgach my mamy przewagę, a w innych oni. Gdyby wybory uzupełniające odbyły się we Wrocławiu, Warszawie czy Gdańsku PiS by je przegrało. Ale na Mazowszu poza Warszawą to PiS dziś ma przewagę, podobnie w Świętokrzyskiem. A w Rybniku nabyli po prostu doświadczenie podczas poprzednich wyborów, ale wcale im łatwo nie poszło.

A może PiS po prostu jest na fali wznoszącej, a PO na schodzącej?

Tego bym nie przesądzał. Pewne jest jednak, że te porażki musimy przeanalizować i wyciągnąć wnioski, żeby nie doszło do następnych.Martwi mnie, że ten półtoraroczny reset, który nam się szykuje, może sprawić, iż partia zbyt długo będzie się zajmowała sobą, zamiast rozwiązywaniem problemów, czego wyborcy by nam nie wybaczyli.

Zajmowanie się sobą jest chyba nieuchronne, kiedy dochodzi do autentycznej konkurencji o przywództwo?

Dużo zależy od harmonogramu. Wybory mogą być szybciej lub później. Szybkie wybory, na które naciska Schetyna bardzo mocno zaabsorbowałyby PO i nową panią premier w kluczowym momencie, bo na początku jej działalności w nowej roli. Z drugiej strony wewnętrzna kampania trwająca przeszło rok, a połączona z kampanią prezydencką i parlamentarną może być zbyt kosztowna politycznie. Idealnych rozwiązań nie ma. Trzeba natomiast pamiętać, że walka dziś to bój o pióro, o władze nad listami do parlamentu. Walka po kampanii, to albo prawo do tworzenia rządu, albo zmiany na miejscu szefa formacji opozycyjnej. Dodam, że dziś też nikt nie da gwarancji, kiedy te wybory będą miały miejsce. Determinacja na dotrwanie jest ogromna, ale presje na zmiany w tej materii też będą gigantyczne.

Może wystarczy Wam lider namaszczony przez Tuska?

Na początku tak będzie. Jednak żaden lider nie wygra jeżeli nie będzie pracował z zespołem, który będzie gwarantował chociażby wygranych głosowań w Sejmie. A czekają nas poważne starcia, bo np. wojna na Ukrainie może ważyć na kondycji finansowej naszej gospodarki. Wydaje się, że musimy się liczyć z koniecznością weryfikacji oczekiwań budżetowych. I to będzie poważne wyzwanie dla szefa rządu.

Czy Ewa Kopacz da sobie radę w takiej trudnej sytuacji?

Wiele zależy od tego do jakiego stopnia jej rząd będzie kontynuacją poprzedniego. I nie chodzi tylko o sprawy personalne. Donald Tusk był mistrzem szybkich korekt. Znakomicie sobie radził z rozmaitymi kryzysami. Reagował niezwykleszybko. Ale też miał czas by do tego dojść. Lata 2007-2009 to ogromny kredyt zaufania i pewna przewaga w obu izbach parlamentarnych. Pani premier Ewie Kopacz będzie trudniej. Kredyt zaufania dla PO dużo mniejszy, większość sejmowa krucha, trzy kampanie wyborcze w ciągu jednego roku przed nią. Także ewentualne wsparcie ze strony Donalda Tuska będzie słabnąć. Bo po prostu nowego przewodniczącego Rady Europejskiej, wciągną nowe
obowiązki. To nieuchronne. Krótko mówiąc łatwo nie będzie.

Czy w rządzie, który będzie tworzyła Kopacz powinno być wielu nowych ministrów czy raczej pani premier powinna nastawić się na kontynuację?

Nie chcę się na ten temat wypowiadać. To są moi koledzy, koleżanki z którymi niedawno się żegnałem. Pewne jest jednak, że nowy rząd powinien mieć stuprocentową energię na przyszły rok, który będzie najtrudniejszym rokiem dekady. Według mojej oceny ministrowie, którzy czują się zmęczeni, sygnalizowali to wcześniej, powinni skorzystać z okazji i sami odejść.

Czy reset PO, o którym pan wspomniał będzie wyłącznie personalny czy także programowy?

Zmiany programowe także będą nieuchronne, ale wolniejsze. Jest grupa w PO, która liczy na mocniejszy powrót do źródeł. Są osoby pragnące pędzić szybciej i nie oglądać się już za siebie. Takie, które mają nadzwyczajną wrażliwość na starsze pokolenie i takie, które domagają się nowych programów pro-gospodarczych, zwłaszcza z myślą o najmłodszym pokoleniu. Do tej pory wszystkie te elementy były zaledwie sygnalizowane, tliły się prawie w ukryciu.
Wchodzimy właśnie w okres kampanii samorządowej i to w wigilię 25-lecia ich istnienia. Z mojego punktu widzenia natychmiast potrzebny jest bilans i program otwarcia na kolejną kadencję sejmu. Ważne by pokazać, iż jesteśmy gotowi do debaty i w finale niezbędnych korekt legislacyjnych. Sam opowiadam się za wydłużeniem kadencji samorządu do pięciu lat, ale równocześnie ograniczeniu możliwości sprawowania mandatu np. prezydentów, marszałków do maksymalnie dwóch następujących po sobie kadencji. Konieczna jest reforma powiatów, najsłabszego dziś ogniwa władzy samorządowej. Potrzebny jest, minimum lifting, kolegiów odwoławczych i regionalnych izb obrachunkowych. Zmian wymagają służby odpowiedzialne za ochronę krajobrazu, a także trzeba wreszcie ukrócić praktyki prowadzenia działalności gospodarczej gmin w obszarach dość wątpliwych.

Widać, że ma pan korzenie samorządowe. Temat wyborów lokalnych ma pan gruntownie przemyślany.

Te przykłady są waśnie a propos nadchodzących wyborów. Wygra je formacja, która pokaże, iż ma o nich wiedzę. Moja opinia jest jeszcze dalej idąca. Jestem przekonany, że te wybory to ostatnie takie z tych po 1989 roku. Elity samorządowe wówczas ukształtowane powoli będą oddawać pole kolejnemu, młodszemu pokoleniu. Sądzę, iż po raz ostatni w wyborcze szranki staną Tadeusz Ferenc w Rzeszowie, Jacek Majchrowski w Krakowie, Hanna Gronkiewicz-Walz w Warszawie czy Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, ale także wielu radnych, wójtów czy burmistrzów.

To jest chyba opinia mocno na wyrost.

Nie sądzę. Dwadzieścia pięć lat temu większość elity budującej podstawy samorządu była w wieku 35-45 lat. Dziś ta najważniejsza grupa ma pomiędzy 60 a 70 lat, a przed nami jeszcze ta nowa, jak twierdzę ostatnia kadencja. Trzeba też pamiętać, że rządzenie zużywa, pojawiają się nowe wyzwania, nowe technologie i krótko mówiąc czas na młodsze pokolenie. Zresztą wygrają te miasta, które najszybciej to dostrzegą.

A czy Polska nie przegra skoro do Brukseli wyjeżdża i żelazny premier i jego prawa ręka, filar rządu, jak słyszeliśmy wielokrotnie czyli Elżbieta Bieńkowska?

Jest pewne ryzyko osłabienia rządu, ale nie Polski. Trzeba pamiętać, że zyskujemy szefa Rady Europejskiej i bardzo dobrą kandydatkę na komisarza w ważnym obszarze. Nasza pozycja w Europie bez wątpienia się wzmacnia. Można więc powiedzieć coś za coś.

Leszek Balcerowicz uważa, że posada szefa Komisji Europejskiej nie jest warta premierostwa, bo np. Angela Merkel nie porzuciłaby rządu, dla tego stanowiska.

To jest zupełnie inna sprawa. Niemcy i tak mają możliwość rządzenia Europą z pozycji kanclerza. Podobnie Brytyjczycy i Francuzi. Polska nie ma takiej pozycji, zwłaszcza, że jesteśmy poza strefą euro. Dlatego trudno porównywać sytuację Angeli Merkel i Donalda Tuska.

Czy szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, którego obciąża afera podsłuchowa powinien wejść do nowego rządu?

Dostał od Donalda Tuska czas na wyjaśnienie tej sprawy. Ale moim zdaniem ten czas powoli dobiega końca. Jeżeli afera nie zostanie wyjaśniona będzie się pojawiało coraz więcej wątpliwości i będą miały one adresata w rządzie, a nie poza nim.

Balcerowicz twierdzi, że niewyjaśnienie afery podsłuchowej zagraża życiu publicznemu w Polsce, bo raz ustalone mierne standardy staną się obowiązujące.

To jest rzeczywisty i poważny problem. On także wymaga poważnej refleksji i zdecydowanych decyzji. Mieliśmy w PO zdarzenia, które chwały nie przynoszą. Zamiatanie ich pod dywan mogą jedynie powiększyć straty. Dlatego też z jednej strony niezbędne są bardziej odporne, na rozmaite wpadki, mechanizmy zabezpieczające a z drugiej Polsce potrzebna jest poważna debata o dyskursie, nota bene nie tylko politycznym. Martwi mnie na przykład język polemik, braki w argumentacji,wulgarne ataki ad personam. Często kompletnie bez uzasadnienia. Sam jestem zwolennikiem dbania o czysty język, pozbawiony wulgaryzmów i przede wszystkim precyzyjny, jeśli chodzi o rozmaite debaty. Zbyt często obserwujemy dyletantyzm, braki kompetencyjne, powierzchowność opinii, nawet szanowanych osób. A przede wszystkim tolerancję na to wszystko. Niezbędne są poważne zmiany w funkcjonowaniu działalności instytucji publicznych. Zbyt wiele namnożyło się spółek, we wspomnianych wcześniej samorządach terytorialnych, zdarza się, iż są nawet jedynymi wydawcami prasy lokalnej...

A pan znowu o samorządach. Czy wyobraża pan sobie ewentualną współpracę PO z SLD?

Dziś na pewno nie. W obecnych warunkach byłoby to niezwykle kosztowne dla Platformy. Przede wszystkim dlatego, że pomimo odejścia Gowina ciągle istnieje silna grupa konserwatywna, którana pewno opuściłaby PO, co oznaczałoby utratę większości w Sejmie. Czyli zyskalibyśmy małą grupę wspierającą rząd, a utracilibyśmy naszych dość przecież cennych konserwatystów.

A po wyborach?

Prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest znikome. Od 1989 roku po lewej stronie sceny politycznej nie powstała siła, która byłaby poważnym partnerem dla tych osób w PO, które mają, nazwijmy to " wrażliwość lewicową".

Rozmawiała Eliza Olczyk, "Rzeczpospolita"

« powrót

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.