Po prostu zapraszam...
X

captcha

Bogdan Zdrojewski #2Bogdan Zdrojewski #4Bogdan Zdrojewski #1

Stary Teatr wymaga szacunku, ale i otwartości

2014-01-22

JACEK CIEŚLAK Rok 2013 w teatrze obfitował w wiele ważnych zmian i administracyjnych decyzji. Wokół kilku narosło sporo nieporozumień, które warto wyjaśnić. Zacznijmy od tego, że Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego, walczył o trzecią kadencję.

BOGDAN ZDROJEWSKI Jeśli rzeczywiście walczył, to widać to było głównie w mediach. I nie była to najszczęśliwsza strategia postępowania. Byliśmy umówieni na ewentualną kontynuację współpracy, jeśli w konkursie nie pojawią się alternatywne i interesujące propozycje programowe dla Instytutu.

CIEŚLAK Macieja Nowaka zastąpiła Dorota Buchwald, wybrana w konkursie.

ZDROJEWSKI Środowisko nie miało żadnych krytycznych uwag co do jego sensowności. Więcej było problemów ze zgłaszaniem się optymalnych kandydatów, ale akurat Dorota Buchwald jest osobą mającą ogromny udział w zbudowaniu Instytutu Teatralnego i jego programu. Warto przypomnieć, iż część środowiska teatralnego już od paru lat domagała się i konkursu, i zmian w samej działalności Instytutu. W związku z tym, że były to sugestie, które padały jedynie przy moim stoliku w gabinecie, a innym razem wyrażane wyłącznie w sposób anonimowy – nie reagowałem na nie. Utrzymanie dyrekcji pana Macieja Nowaka było pewnym wysiłkiem, ale z mojego punktu widzenia zasadnym i celowym. Najważniejsze jest jednak traktowanie instytutów przede wszystkim jako narzędzi polityki kulturalnej i skarbnicy specjalistycznej wiedzy – nie zaś jako miejsc o wyraźnym profilu artystycznym. Podkreślę to z całą mocą: Instytut Teatralny musi być przede wszystkim centrum wiedzy o wydarzeniach, zmieniającej się publiczności, realizowanych programach, a także edukacji, zwłaszcza z myślą o najmłodszej widowni. Powinien opiekować się całym życiem teatralnym w Polsce i inicjować działania, które je wzbogacają. Część tych nadziei Instytut spełniał, część nie.

CIEŚLAK Czy poinformował Pan dyrektora Nowaka w jednoznaczny sposób, że uważa Pan jego misję za skończoną?

ZDROJEWSKI Powrócę do wcześniejszego wątku. Z jednej strony pan dyrektor Nowak miał moją pełną akceptację dla wcześniejszej aktywności i wielu nowych inicjatyw. Z drugiej strony niezwykle delikatnie zwracałem uwagę na pewne mankamenty i niedostatki w aktywności samego Instytutu. Nie były one na tyle istotne, by w sposób gwałtowny kończyć współpracę. Mam nawet pewną satysfakcję z powodu kilku nowych projektów – adresowanych głównie do dzieci, zrealizowanych niezwykle profesjonalnie w ostatnich latach. Jeśli chodzi o decyzję w sprawie konkursu, moje intencje i możliwości ewentualnej dalszej współpracy, wszystko zostało przeze mnie przedstawione dyrektorowi Nowakowi w osobistej rozmowie. Jego późniejsza intensywna aktywność medialna była dla mnie nieco zaskakująca, ale też smutna. Wiele wątków zawartych w wywiadach mogło być poruszonych w bezpośrednich rozmowach. Nie wiem, czy zabrakło odwagi, determinacji czy też konsekwencji, ale mam wrażenie, iż aktywność medialna pana dyrektora Nowaka była swoistym sposobem na pożegnanie się z Instytutem. Szanuję samą decyzję i nawet jej formę. Dziś, bez zbędnych komplementów, mogę potwierdzić, iż za dyrekcji pana Nowaka Instytut Teatralny okrzepł i może się nadal rozwijać. To w jakimś sensie dało szansę na zwycięstwo w konkursie pani Dorocie Buchwald, dotychczasowej zastępczyni odchodzącego dyrektora. Jestem też przekonany, iż będzie kontynuowała to, co wartościowe, i wzbogaci program o to, czego dotąd brakowało. Dodam, iż najbardziej zainteresowały mnie plany związane z edukacją, młodymi widzami, odbudową młodej widowni, opieką nad różnorodnymi projektami oraz prowadzenie zróżnicowanych tematycznie i światopoglądowo debat.

CIEŚLAK Dyrektor Nowak odkrył i wylansował całą generację ważnych twórców – m.in. Jana Klatę, Pawła Demirskiego, Michała Zadarę. Czy jeśli pojawi się propozycja objęcia przez niego dyrekcji teatru, udzieli jej Pan poparcia?

ZDROJEWSKI Ministerstwu podlegają jedynie dwie sceny narodowe: w Warszawie i Krakowie. Pierwszą zarządza od strony artystycznej Jan Englert, drugą Jan Klata. W odniesieniu zaś do scen samorządowych moją podstawową powinnością jest zapewnienie zróżnicowania, co do oferty artystycznej, jak i również modeli formalnoprawnych. Dlatego ewentualne wsparcie dla ambicji i projektów artystycznych pana Macieja Nowaka ma szansę realizacji.

CIEŚLAK Jak wyglądała sprawa zmiany dyrekcji w Narodowym Starym Teatrze?

ZDROJEWSKI Nie jest tajemnicą, że Mikołaj Grabowski cztery lata z rzędu mówił mi, że myśli o ostatnim sezonie i chce odejść w kolejnym roku. Było też tak, że podczas jednej z tych rozmów zasugerował Jana Klatę jako swojego następcę, o czym także Jana Klatę poinformował. Stary Teatr jest dla mnie niezwykle ważny. Obserwowałem odchodzenie ważnego dla tej sceny pokolenia, które uosabiał między innymi profesor Jerzy Jarocki. Miałem świadomość, że najgorsza rzecz, jaka może przydarzyć się temu teatrowi, to wegetacja, sztuczne podtrzymywanie dawnych prądów i rozwiązań. Ten teatr musi być żywy, widoczny. To musi być miejsce debaty, konfrontacji, potyczek z „moralnością pani Dulskiej”, ale także fałszywymi ideologiami. Jan Klata miał w ostatnich latach sporo poważnych osiągnięć. Wspomnę tylko Transfer!, Sprawę Dantona, Ziemię obiecaną. Jego propozycje z jednej strony były oryginalne, z drugiej zaś przykuwały uwagę szerokiej publiczności. Scena w Krakowie, jeśli nadal ma być „narodową”, nie może być ani eklektyczna, ani niszowa, ani też beznamiętna. Musi być widoczna, uczestnicząca, obecna w debacie nie tyle o teatrze, ale o naszej rzeczywistości. Mam nadzieję, że po wejściu Jana Klaty do Starego Teatru, po pierwszych premierach, po pierwszych debatach, konfliktach, być może sporach, scena ta odzyska siłę oddziaływania, magnetyzm niezwykle istotny dla młodego pokolenia i zdolność do komunikowania się bez fałszu i zbędnej drobnomieszczańskiej ornamentyki. Gwarancji na pełny sukces oczywiście nie ma. Wolę jednak trzymać kciuki za sukces Krakowa w projektach nowatorskich, eksperymentalnych, oddziaływujących na rzeczywistość, niż tych, które są przemilczane, nieuczestniczące w debatach i pozostawiające tę scenę na marginesie wszelkich dyskusji o sztuce.

CIEŚLAK Czy jest Pan proszony o dymisję Jana Klaty?

ZDROJEWSKI Nie. Jest jeden list sugerujący moją dymisję. Natomiast w kilku portalach internetowych i opiniach zewnętrznych „święte oburzenie” zostało wyrażone dość dosadnie. Jednak, moim zdaniem, dokonywanie ocen dyrekcji po tak krótkim okresie pracy, na podstawie dość zmanipulowanych głosów, jest wręcz niedopuszczalne.

CIEŚLAK A jak Pan ocenia burdę na widowni, po której przerwany został spektakl Do Damaszku?

ZDROJEWSKI Reakcja środowisk opiniotwórczych Krakowa powinna być w tym wypadku jednoznaczna i niezwykle zdecydowana. Atak na projekty artystyczne, żądania cenzury, przygotowane wcześniej akty agresji to jak sabotaż na niezwykłej tkance miasta, pełniącego rolę kulturalnej stolicy Polski. Oburzenie na „szarganie świętości” ma charakter niemający nic wspólnego z tradycją największych i niepokornych twórców zawsze kojarzonych z Krakowem.

CIEŚLAK Kolejny przygotowywany spektakl, Nie-Boska komedia, jeszcze przed próbą generalną budzi emocje, wielu aktorów zrezygnowało z pracy przy spektaklu. Cytowane są krytyczne wypowiedzi tak zasłużonych artystów jak Anna Polony. Co Pan na to?

ZDROJEWSKI Oczywiście, dyrekcja teatru może zadecydować, by nie umieszczać sztuki w repertuarze. Myślę jednak, że musi być to jej autonomiczna decyzja. Zaważyć powinny przede wszystkim względy artystyczne. Zewnętrzne sugestie są niedopuszczalne. Stary Teatr wymaga szacunku, ale i otwartości. Dopuszczalne są różne formy wyrażania sprzeciwu wobec repertuaru, ale sama wolność artysty musi być szczególnie chroniona, bo jest wartością absolutnie nadrzędną. Nie chcę odnosić się do konkretnego spektaklu – czy jest bardzo dobry, czy słabszy. Odnoszę się do kultury dialogu w teatrze i poza teatrem.

CIEŚLAK Największa scena w kraju, czyli Teatr Telewizji, nie może już liczyć na finansowanie z TVP. Ministerstwo Kultury podjęło się ratowania tego teatru. Czego możemy się spodziewać w 2014 roku?

ZDROJEWSKI Z mojej perspektywy nie ma problemu pieniędzy, bo każdego roku środki na ten cel są podwajane. W 2014 będzie to około 3 mln złotych. Jest kilka innych problemów, w tym także pewien opór w samej telewizji. Dwa zagadnienia muszą być rozwiązane. Oglądalność na poziomie miliona widzów jest fenomenalna i powinna być doceniona, bez względu na opinie reklamodawców, których taki wynik może nie satysfakcjonować. To ich prawo. Moim zadaniem jest podkreślenie faktu, że rola telewizji publicznej to realizacja misji kulturotwórczej, nie zaś zarabianie na reklamach. A jeżeli dodatkowo misja jest finansowana ze środków publicznych przez zewnętrzny podmiot – powinno być to docenione. Drugi problem dotyczy samych instytucji teatralnych, które nie do końca są zainteresowane pokazywaniem swoich spektakli na antenie telewizyjnej, co bierze się z obawy, że stracą widownię w macierzystych salach. Pamiętajmy jednak, że transmitowanie ważnych spektakli z teatrów dramatycznych, choć jest dwukrotnie droższe od produkcji na scenie własnej, daje minimum sześciokrotnie tańszą możliwość dotarcia do widowni niż w przypadku tradycyjnych teatrów. Inne obawy mogą dotyczyć wyrazu artystycznego i tego, że obraz telewizyjny nie zawsze oddaje atmosferę i ideę przedstawienia. Ale jednocześnie technika TV stwarza inne możliwości. No i nie ma lepszych, czy gorszych rzędów. Różne mogą być co najwyżej odbiorniki i jakość sygnału.

CIEŚLAK Zdzisław Jaskuła, dyrektor Teatru Nowego w Łodzi, wspominał, że internetowe transmisje nie zmniejszyły frekwencji, tylko ją zwiększyły.

ZDROJEWSKI Bywa różnie. Najtrudniej jest ze scenami prywatnymi. Dla mnie ważne jest to, jakie są proporcje między kosztami a frekwencją. Słowo „wydajność” nie brzmi może pięknie, ale w przypadku telewizji ma sens. Jeżeli Szkołę żon ogląda w telewizji milion widzów – to taki wynik dla sceny dramatycznej, mającej na przykład pięćset miejsc, jest nieosiągalny. Zapomina się też, że rejestracja telewizyjna ma wartość archiwalną. Można do takiego spektaklu wrócić. Również z tego względu namawiam TVP, żeby zarejestrować Miłość na Krymie Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego, choć to spektakl długi.

CIEŚLAK Ilu możemy spodziewać się spektakli Teatru Telewizji w 2014 roku?

ZDROJEWSKI Mam nadzieję na premierę w każdym miesiącu. Trzeba jednak pamiętać, iż 3 mln złotych, zabezpieczone w MKiDN, zależnie od kosztów i rozmachu produkcji, mogą starczyć na pięć albo dwanaście produkcji. Jestem zwolennikiem zasady, żeby rejestrować miesięcznie jeden spektakl i pokazywać na antenie właśnie w takim cyklu. Ważne, by telewizja chciała tę ofertę przyjąć i ją realizować.

CIEŚLAK Jaki to będzie repertuar?

ZDROJEWSKI Decydują o tym trzy instytucje: TVP, Narodowy Instytut Audiowizualny i Departament Mecenatu Państwa MKiDN. Porozumienia nie są łatwe, ale propozycje, które mają szansę na wsparcie, powinny przede wszystkim gromadzić publiczność. To ma być promocja teatru na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że w nowym kierowniku redakcji Teatru Telewizji, Wojciechu Majcherku, będę miał dobrego partnera. A pierwsze propozycje, o jakich można powiedzieć, to na przykład oferty warszawskiej sceny narodowej kierowanej przez Jana Englerta, spektakle Agnieszki Glińskiej z Teatru Studio, Teatru Polskiego z Wrocławia – trzy pełne części Dziadów w reżyserii Michała Zadary, ale także scen prywatnych, na przykład Teatru 6 piętro i wielu innych. Mam nadzieję, że lista nie będzie nigdy zamknięta.

CIEŚLAK W październikowym numerze „Dialogu” znalazł się bardzo ważny tekst Pawła Wodzińskiego Teatr postdemokratyczny, w którym reżyser pisze o tym, jak ciała doradcze i eksperckie zawłaszczają publiczne środki dla niektórych środowisk, z jakimi są związane. Zauważa Pan taką sytuację?

ZDROJEWSKI Nie, choć oczywiście obserwuję takie próby. Sam tekst wymagałby jednak ode mnie szerszej analizy niż krótka odpowiedź. Odniosę się teraz tylko do paru kwestii. Autor opisując mechanizmy polityki postdemokratycznej, przenosi je na grunt organizacji i finansowania teatru w Polsce. Sugeruje niewielką rolę związków zawodowych w decyzjach i życiu środowiska teatralnego. To teza, moim zdaniem, dyskusyjna. We wszystkich decyzjach personalnych ministerstwo jest zobowiązane zasięgać opinii związków w danej instytucji, także samorządy muszą się z nimi konsultować. Obecny kształt ustawy o organizacji i prowadzeniu instytucji kulturalnych został zmodyfikowany również przez związki zawodowe, choć może bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie, że związki pewne zmiany zahamowały. Nie zgodzę się także z twierdzeniem, że publiczne instytucje kultury wprowadzają do swoich programów imprezy zamknięte dla widzów. Być może jest tak w przypadku przedsięwzięć sponsorowanych, komercyjnych. Jednak wspierając różne inicjatywy, mój resort zawsze kieruje się zasadą szerokiego dostępu publiczności do dzieła. Czasami wręcz trzeba walczyć o widza, a nie o pieniądze. Tekst pana Pawła Wodzińskiego skupia się również na środowisku teatralnym i dystrybucji dotacji. Ja częściej zadaję sobie pytanie, czy pieniądze i wzrastające nakłady przekładają się na wzrost odbiorców kultury, a zwłaszcza wysokiej jakości dzieł. W całości odrzucam natomiast doszukiwania się roli ministra w rozmaitych fazach konkursowych. Moje zadanie jest dużo prostsze od takiej skomplikowanej interpretacji. Procedura odwoławcza daje szansę na bardziej sprawiedliwe podzielenie środków, uwzględniające geografię, niezbędne zróżnicowanie repertuarowe, a także ratowanie scen teatralnych po decyzjach budżetowych w samych samorządach.

CIEŚLAK W jakich sytuacjach decyduje się Pan na ingerencję w proces przyznawania dotacji przez ekspertów?

ZDROJEWSKI Niestety, muszę to czynić. To efekt doświadczeń ostatnich lat. Opieranie się tylko na opiniach ekspertów to przenoszenie odpowiedzialności poza resort i wystawianie się na zarzuty NIK. Z kolei zdanie się wyłącznie na decyzje MKiDN wywołuje zarzuty nieliczenia się z opiniami środowisk. To oczywiste, że jeśli zespół ekspertów podejmuje decyzję – to ponosi za nią odpowiedzialność. Jednak, bez względu na to, jaki model uznajemy za właściwy, ministra kultury nikt z odpowiedzialności nie zwolni. W związku z tym, posiłkując się opiniami ekspertów, wolę mieć realny wpływ na decyzje – przede wszystkim końcowe. Owszem, nie jestem uprawniony do recenzowania życia artystycznego i nie mogę arbitralnie rozdzielać dotacji, ale sami eksperci też nie mogą mieć pełnej władzy, choćby dlatego, że środowisko samo nie ma do siebie zaufania. Naprawdę często spotykam się z uwagami, że wszyscy eksperci mają swoje poglądy, przyzwyczajenia i dlatego promują „swoich”. Dlatego minister kultury musi mieć pełne kompetencje w sprawie kreowania polityki kulturalnej w Polsce i możliwość dokonywania korekt z punktu widzenia interesów państwa. Chodzi m.in. o równowagę regionalną w kulturze. Nie możemy zapominać o lokalnych społecznościach, które mają takie samo prawo dostępu do kultury jak społeczności wielkomiejskie. Drugi obszar to, na przykład, pomoc dla biedniejszych samorządów. Myślę nie tylko o teatrach, ale i festiwalach. W 2013 roku tylko Warszawa dramatycznie wołała o pomoc dla kilku scen. Udział ministerstwa w ratowaniu teatrów repertuarowych był bardzo poważny, a jego wartość przekroczyła kwotę 8 mln złotych. Trzecia sfera to pilnowanie różnorodności. Dotyczy to m.in. oferty dla najmłodszych, zwłaszcza że w jednym z teatrów lalkowych przez pół roku grane były wyłącznie spektakle z zastrzeżeniem, że są dozwolone od lat 18.

CIEŚLAK Jednym z wielu problemów życia teatralnego jest brak miejsc do grania spektakli. Wynajęcie sceny na dzień kosztuje w Warszawie ponad 10 tys. złotych, co musi windować ceny biletów poza granice dostępności. Myśli Pan o stworzeniu nowej sieci scen impresaryjnych do wynajęcia?

ZDROJEWSKI To kluczowy problem. Teatrów repertuarowych mamy wystarczającą liczbę. Teatry prywatne źle natomiast znoszą nadmiar teatrów publicznych. Bardzo cenię takie inicjatywy jak sceny Krystyny Jandy, Emiliana Kamińskiego, Janusza Józefowicza, Michała Żebrowskiego, które są wspierane przez dotacje prywatne i środki publiczne. Natomiast brakuje w Polsce scen do wynajęcia – na sezon, na 15, 20, 50 spektakli. W przypadku Warszawy takich obiektów potrzebowali Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, ale także twórcy spoza stolicy. Myślę, że potrzebujemy w Polsce nawet około pięćdziesięciu takich miejsc. Chodzi o projekty teatralne, teatralno-taneczne i muzyczne. Ważny jest ich status prawny, by mogły pozyskiwać środki finansowe.

CIEŚLAK Czy można prosić o konkrety?

ZDROJEWSKI Miasta powinny być zainteresowane wydłużeniem umów dzierżawnych, co spowodowałoby, że producenci i prywatni donatorzy byliby bardziej skłonni do partycypacji w realizacji różnych wydarzeń. Profesjonalny obiekt dawałby szansę na dłuższą i tańszą eksploatację widowisk. Przede wszystkim mam na myśli Warszawę, która jest światowym rekordzistą w utrzymywaniu scen publicznych, a jednocześnie znajduje się na dalekiej pozycji listy miast z bogatą ofertą przestrzeni mogących gościć wydarzenia artystyczne.

CIEŚLAK Może jeden lub dwa teatry publiczne powinny zmienić formułę na impresaryjną?

ZDROJEWSKI To z pewnością kwestia trudnej decyzji władz Warszawy. Współczuję im, ale trzeba to zrobić albo szukać nowych miejsc, bo obecna sytuacja powoduje tyle problemów, że utrzymanie status quo nie satysfakcjonuje nikogo.

CIEŚLAK W 2013 roku doszło do, co najmniej dwóch, zadziwiających sytuacji, gdy dyrektorów scen zastępowali nadzorujący ich wcześniej dyrektorzy wydziałów kultury. Tak stało się w Warszawskiej Operze Kameralnej i Operze na Zamku w Szczecinie. Czy to będzie standard?

ZDROJEWSKI Mam nadzieję, że nie. Do takich sytuacji dochodzi, gdy, delikatnie mówiąc, kierownictwo instytucji nie radzi sobie z finansami i zespołem. Większość samorządów widzi wtedy rozwiązanie w „unarodowieniu” danej instytucji. Ostatnio takich propozycji otrzymałem ponad dwadzieścia. To z jednej strony komplement dla resortu, który ma dobrą markę, ale z drugiej strony fakt potwierdzający kryzys w kilku regionach Polski. Dodam, że odpowiedź resortu na większość takich wniosków jest negatywna.

CIEŚLAK Jak zakończyła się sprawa dyrekcji Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa?

ZDROJEWSKI Teatr Rozmaitości nie staje się instytucją narodową, ale uzyskuje gwarancję wieloletniego wsparcia. Wartość pomocy finansowej to około 2 mln złotych rocznie brutto. Nie będzie już jednak aspirował do innych form wsparcia. Jednocześnie Grzegorz Jarzyna zostaje dyrektorem artystycznym i jest uwolniony od wszelkich obowiązków administracyjno-finansowych.

CIEŚLAK Dużo jest inwestycji w teatrach muzycznych, a co z dramatycznymi?

ZDROJEWSKI Rzeczywiście mamy nową siedzibę Opery Podlaskiej w Białymstoku, wyremontowano i przebudowano Teatr Muzyczny w Gdyni oraz wrocławski Capitol. Natomiast jeśli chodzi o sceny dramatyczne, powrócił do życia Stary Teatr w Lublinie, Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem, remont przeszedł Teatr Polski we Wrocławiu, niedawno otworzył się na nowo Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Remont odbył się w Gardzienicach, trwa budowa Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku.

CIEŚLAK Odstaje Warszawa.

ZDROJEWSKI I tak, i nie. Z jednej strony Warszawa ma w Europie największą liczbę scen publicznych, z drugiej zaś – są one zaniedbane infrastrukturalnie. Warszawa przespała dobry czas, który przeżywaliśmy dziesięć lat temu. Dziś odczuwamy tego konsekwencje.

CIEŚLAK A czy myślał Pan o generalnej reformie teatrów, której nie było od 1989 roku? Na spotkaniu z Tomaszem Janowskim, nowym szefem Biura Kultury w Warszawie, wyszło na jaw, że stolica podzieli pieniądze między teatrami publicznymi i prywatnymi w proporcjach 90 do 10 procent. Mamy dużą dysproporcję między sektorami.

ZDROJEWSKI Na polski teatr trzeba spojrzeć globalnie, z uwzględnieniem wielu detali i swoistości. Moim zdaniem jest on w europejskiej pierwszej piątce. A to jest jednocześnie piątka światowa. Mam na myśli siłę artystyczną i publiczność. Kształcimy ze środków publicznych największą liczbę aktorów na kontynencie. Posiadamy największą liczbę teatrów publicznych, a także instytucji, które teatrem się zajmują. Problem polega na braku właściwych proporcji w wydatkach na utrzymanie scen i ofertę artystyczną. Postulowaną reformę można wprowadzić za zgodą środowiska albo stanie się faktem wymuszonym. Po to, by nie zniweczyć szansy na racjonalne rozstrzygnięcia, prowadzę politykę wspierania słabszych ekonomicznie, ale silniejszych artystycznie. Nie jest to łatwe, ale daje szansę na pomyślny finał. Skutek tych działań ogranicza brak akceptacji części środowiska dla niezbędnych zmian i wewnętrzne spory w wielu instytucji artystycznych.

CIEŚLAK Na czym to polega?

ZDROJEWSKI Prowadzę wiele rozmów. Każdego dnia słyszę o słabym umocowaniu dyrektorów. Wiele zarzutów pada pod adresem związków zawodowych lub organizacji korporacyjnych. Zdarza się, iż krytycyzm jest przesadzony. Faktem jest natomiast, iż pozycja dyrektorów instytucji artystycznych wymaga wzmocnienia. Uważam, że znaczna część zatrudnienia w instytucjach powinna być kontraktowa. Byłem gotowy na to, żeby gwarancje stałego zatrudnienia osłabić. Niestety, na obniżenie limitów nie zgodziły się związki zawodowe. W mojej ocenie to błąd. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są mocne kontrargumenty – na przykład taki, że zespół filharmoniczny czy teatralny zgrywa się przez długie lata. To prawda. Nie sądzę jednak, by dyrektorzy pozbywali się najważniejszych artystów. Chodzi tylko o większą możliwość kształtowania drugiego i trzeciego planu – w zależności od wydarzeń, a także bardziej swobodnego doboru solistów. To jest norma światowa. Jeśli się do niej nie będziemy zbliżać – będziemy tracić szanse na rozwój.

CIEŚLAK Co robić?

ZDROJEWSKI Mamy stabilną sytuację, jeśli chodzi o utrzymanie infrastruktury, oraz niestabilną, gdy chodzi o produkcję nowych wydarzeń, czyli wykorzystanie potencjału artystycznego. Więcej pieniędzy na ten cel może być w 2015 roku, kiedy mniejsze będą koszty inwestycji. Przesunięcie środków i zatrzymanie ich w kulturze trzeba planować już teraz. Mam nadzieję, że dyrektorów wielu instytucji ucieszy uwolnienie z rygorów ustawy o zamówieniach publicznych, co będzie dotyczyć produkcji spektakli, a także wydarzeń artystycznych. To utrapienie, od którego wolny był świat kultury na Zachodzie.

CIEŚLAK Trwa m.in. na naszych łamach debata na temat Muzeum Teatralnego. Jaka jest Pana opinia?

ZDROJEWSKI Jedyny problem to znalezienie właściwej przestrzeni. Nowe pomysły pojawiają się z pewną regularnością – co dwa lata. Po wskazaniu nowego miejsca – okazuje się, że nie jest optymalne. Moją intencją jest chronienie tego dorobku, który zgromadzono przy Operze i prezentowanie go w Salach Redutowych, bo przecież Muzeum Teatralne nie ma własnych sal wystawienniczych.

"Stary Teatr wymaga szacunku, ale i otwartości"
Jacek Cieślak, Bogdan Zdrojewski
Teatr nr 1/2014

http://www.teatr-pismo.pl/przestrzenie-teatru/717/stary_teatr_wymaga_szacunku,_ale_i_otwartosci/

« powrót

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.